A czymże innym w istocie jest państwo niż zorganizowanym bandytyzmem? Czym są podatki, jeśli nie złodziejstwem na gigantyczną, niekontrolowaną skalę? Czym jest wojna, jeśli nie masowym mordem w skali niemożliwej do osiągnięcia przez prywatną policję? Czym jest pobór, jeśli nie masowym niewolnictwem? Czy można sobie wyobrazić prywatną formację policyjną, której uszłoby na sucho popełnienie choćby maleńkiej części tego, co państwa robią bezkarnie, rutynowo, rok po roku i stulecie po stuleciu?
Bob, starsi i mądrzejsi ludzie dawali mi podobne rady przez całe moje życie. Jestem pewien, że mieli oni rację… Gdy byłem jeszcze młodym, nikomu nie znanym libertarianinem Leonard Read mówił mi: nie krytykuj ludzi tylko ich poglądy. Jednak gdybym tak zrobił ludzie nie dowiedzieliby się o szwindlach klasy rządzącej, ani o tym, że wielki biznes wykorzystuje państwowe interwencje do monopolizowania gospodarki. Nie posłuchałem więc tej rady i zacząłem wymieniać nazwiska. Później gdy zostałem anarchistą, radzono mi: zapomnij o całym tym anarchizmie, zrujnuje on Twoją karierę naukową. Oczywiście nie posłuchałem tej jakże słusznej rady. Gdy nadeszły lata pięćdziesiąte przyjaciele mówili mi: porzuć to antymilitarystyczne gówno, zajmij się w końcu ekonomią, przecież właśnie po to zostałeś naukowcem. Jeśli nadal będziesz się trzymał swoich poglądów pogrzebiesz swoje kontakty z konserwatystami. I tak też się stało. Później radzono mi: Nie atakuj Friedmana, zamiast tego propaguj szkołę austriacką, ale nie przesadzaj z tym zbytnio, bądź po prostu członkiem jednej wielkiej wolnorynkowej rodziny. Jak widzisz moje odstępstwa od jedynie słusznej drogi mają długa historię i jest już za późno aby cokolwiek naprawić. Jestem pewny, że gdybym był uważny (by użyć słów Ralpha Raico) i posłuchał owych mądrych rad cieszyłbym się dzisiaj prestiżem, uznaniem i pieniędzmi. Dlaczego zatem zboczyłem z tej ścieżki? Gdyby wśród libertarian było wielu anarchistów, wielu przeciwników militaryzmu, wielu takich którzy wymienialiby nazwiska i atakowali Hoovera, Friedmana i innych, pewnie nie dokonałbym tych wszystkich wyborów, uznając, że skoro są ludzie którzy zajęli się tymi jakże istotnymi sprawami, ja mogę bez reszty poświęcić się własnej pracy naukowej. Jednak za każdym razem gdy zatrzymywałem się by się rozejrzeć wokół siebie, nikogo takiego nie dostrzegałem. Musiałem więc zacisnąć zęby i brnąć dalej.
Jest jedna rzecz dobra w Marksie: nie był keynesistą.
Keynes był keynesistą.
Myśl, że państwo jest potrzebne do tworzenia prawa, jest tak samo mitem jak to, że jest potrzebne do dostarczania usług pocztowych lub policyjnych.
Na wolnym rynku każdy zarabia według miary własnej skuteczności w spełnianiu życzeń konsumentów. W ekonomii państwowej redystrybucji każdy zarabia proporcjonalnie do własnych możliwości ograbiania producentów.
Państwo! Jego rząd, jego władcy, jego urzędnicy zawsze byli ponad powszechnym prawem moralnym. „Dokumenty Pentagonu” to tylko jeden z ostatnich przykładów na to, jak powszechnie szanowani ludzie potrafią publicznie kłamać w żywe oczy. Takich przykładów historia dostarcza bez liku. Dlaczego? Powodem jest „racja stanu”. Służba dla państwa usprawiedliwia wszystkie postępki, które są uważane za niemoralne lub niezgodne z prawem wówczas, gdy dopuszcza się ich „prywatna” osoba. Libertarianina można poznać po tym, że z żelazną konsekwencją i bezkompromisowo będzie stosował powszechne prawo moralne do osób pracujących w aparacie państwa. Libertarianie nie znają tu wyjątków. Państwo (a ściślej mówiąc, „członkowie rządu”) przez całe wieki ubierało swoją przestępczą działalność w piękne słowa. Od wieków inicjowało masowe mordy, nazywało je „wojną” i nobilitowało w ten sposób wzajemne wyrzynanie się tysięcy ludzi. Od wieków brało ludzi w niewolę, wcielając ich do sił zbrojnych i nazywając ten proceder „poborem” do zaszczytnej „służby dla kraju”. Od wieków dokonywało rabunku pod groźbą użycia broni, nazywając to „ściąganiem podatków”. Jeśli chcielibyście wiedzieć, jak wygląda państwo i jego postępki w oczach libertarianina, wystarczy, że wyobrazicie sobie państwo jako bandę kryminalistów. Cała libertariańska argumentacja staje się wtedy oczywista.
W najszerszej i najdłuższej perspektywie libertarianizm zwycięży ostatecznie, ponieważ on i tylko on jest kompatybilny z naturą ludzką i świata. Tylko wolność może zapewnić człowiekowi dostatek, spełnienie i szczęście. W skrócie, libertarianizm zwycięży, ponieważ jest prawdziwy, ponieważ jest właściwą drogą postępowania dla rodzaju ludzkiego, zaś prawda ostatecznie wyjdzie na światło dzienne (…) Mamy obecnie systematyczną teorię; przychodzimy w pełni uzbrojeni w naszą wiedzę, przygotowani do przekazania naszej wiadomości i zawładnięcia wyobraźnią wszystkich grup społecznych. Wszystkie inne teorie i systemy zawiodły: socjalizm wszędzie znajduje się w odwrocie (…); liberalizm (czyli, w Ameryce, socjaldemokracja – przyp. tłumacza) uwikłał nas w mnóstwo nierozwiązywalnych problemów; konserwatyzm nie ma do zaoferowania nic poza sterylną obroną status quo. Wolność w świecie współczesnym nigdy nie została w pełni sprawdzona; teraz libertarianie proponują spełnić amerykański sen i światowy sen o wolności i dostatku dla wszystkich.
Wraz z powstaniem demokracji, utożsamianie Państwa i społeczeństwa uległo znacznemu wzmocnieniu tak, że w końcu można powszechnie zauważyć emocje wyrażane w sposób zadający gwałt podstawom rozumu i zdrowego rozsądku, w takich stwierdzeniach jak: „my jesteśmy rządem”. Przydatny kolektywny termin „my” umożliwił rozpostarcie ideologicznego kamuflażu na rzeczywistość życia politycznego. Jeśli to „my jesteśmy rządem”, zatem cokolwiek rząd czyni wobec jednostki nie jest jedynie przeciwieństwem aktu tyranii, ale wręcz „dobrowolnością” ze strony jednostki, której ów akt dotyczy. Jeśli rząd zaciąga ogromny dług publiczny, który musiałby zostać spłacony poprzez opodatkowanie jednej grupy z korzyścią dla drugiej, to ów ciężar rzeczywistości zostaje ukryty poprzez stwierdzenie, iż „sami jesteśmy to sobie dłużni”; jeśli rząd powołuje człowieka do wojska lub zamyka go w więzieniu za odmienne poglądy, to w gruncie rzeczy człowiek ten „sam to sobie robi”, zatem nic niestosownego się nie zdarza. Zgodnie z tym rozumowaniem, żadni Żydzi zamordowani przez rząd nazistów zamordowani nie zostali; musieli zamiast tego „popełnić samobójstwo”, gdyż to oni byli rządem (który został demokratycznie wybrany), zatem wszystko, co rząd wobec nich uczynił, było z ich strony dobrowolne. Roztrząsanie tego twierdzenia nie wydaje się być konieczne, a jak na razie wszechogarniająca większość ludzi trzyma się tego złudnego mniemania w większym lub mniejszym stopniu.
Zbrodnia jest zbrodnią, agresja jest agresją, bez względu na to, jak wielu obywateli godzi się na takie praktyki. W pojęciu większości nie ma nic świętego. Tłum dokonujący samosądu stanowi przecież większość na swoim terenie.